czwartek, 3 lipca 2014

W pętli samotności

Trochę niewakacyjny dziś post, ale nastrój mam kiepski i na poziomie mojego żołądka odzywa się mnóstwo lęków starych i nowych. Dlaczego? Może zacznę od początku...

Mniej więcej od 6 roku życia towarzyszyła mi nadwaga, której mimo tego że niewiele jadłam i byłam dość ruchliwym dzieckiem, nie mogłam się za nic pozbyć (dziś wiem, że to insulinoooporność ale całe swoje życie żyłam w nieświadomości). Jak to w życiu bywa w związku z kilogramami nie byłam gwiazdą w klasie ani na podwórku, choć nie powiem dzieci mnie lubiły i miałam sporo znajomych. Jednak to co najważniejsze w domu rodzinnym nikt nie mówił mi że jestem ważna, ładna, mądra itp. Musiałam sobie jakoś rekompensować te braki wśród znajomych, ale oni nie byli w stanie zaspokoić głodu miłości jaki w sobie nosiłam. I tak dorastałam wciąż zdana na siebie z milionami kompleksów, niskim poczuciem wartości i bardzo słabą wiarą w swoje możliwości. I wszystko byłoby do przeżycia gdyby nie fakt, że ten ogon ciągnie się za mną do dziś i nie znalazł się jeszcze nikt kto pozwoliłby mi odpocząć od tego okrutnego lęku, który w sobie noszę. I wiem, że dopóki sama siebie nie pokocham nic się nie zmieni, jednak więzienie którym jest moje ciało i wieczne upadki w dążeniu do zrzucenia ogromu moich kilogramów ściągają mnie mocno w dół. A świat ten daleki i ten który jest blisko mnie wciąż krzyczy swoimi spojrzeniami, a ja nie mogę patrzeć w lustro i tak bardzo potrzebuję kogoś kto mi powie widzę w Tobie piękno, pomogę Ci przejść tą drogę, wierzę, że mimo wielu upadków w końcu osiągniesz sukces...

 Jednak dobrze wiem, że skoro umiem liczyć muszę liczyć na siebie i wierzę mimo wszystko, że w końcu mi się uda. I dobrze wiem, że dziś tysiące ślicznych i szczupłych kobiet mogłoby napisać pod tym postem, ja nie mam twoich kilogramów a też czuję się samotna i niedoceniona, i pewnie niewiele się zmieni w moim zewnętrznym świecie jak będę ważyć 40kg mniej ale wiem, że jest mi to potrzebne aby przetrwać kolejne lata bo wysiadam psychicznie i kłóci się we mnie ta część która wie, że mam w sobie dużo piękna, z tym który nie widzi we mnie nic dobrego.

Marzę o tym żeby odpocząć, żeby uwolnić się z tej pętli poczucia że we wszystkim jestem sama...



Musiałam to z siebie wyrzucić, tym bardziej że wczoraj coś mi się stało w rękę i nie mogę nic w nią wziąć, a to oznacza że moje plany na chodzenie z kijkami legną w gruzach. Dziś pojadę na ostry dyżur i mam nadzieję, że to nic poważnego i szybko wrócę do pełni sił...

2 komentarze:

  1. Agniesiu, chciałabym móc jakoś pomóc, wesprzeć... wysyłam do Ciebie ciepłe serdeczne myśli pełne wiary, że wszystko się jakoś ułoży... słowa są tak niedoskonałe jako wsparcie ale wiedz, pamiętaj, że masz wokół siebie osoby, które w Ciebie bardzo wierzą i życzą Ci wszystkiego o czym marzysz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Madziu za te słowa, nawet nie wiesz jak cenne są dla mnie. Generalnie radzę sobie z tym problemem bo ciężko pracowałam nad swoją głową żeby uwierzyć w to że jestem kimś wyjątkowym i wartościowym ale jakoś wczoraj dopadł mnie dół i ogromną chęć wylania swojego żalu co pozwoliło mi spuścić trochę napięcia. Ściskam Aga

      Usuń