wtorek, 27 grudnia 2016

Poświąteczne przemyślenia

Za oknem huczy orkan Barbara i zacina ostry deszcz. W domu jeszcze pachnie świętami, a nas ogarnęło słodkie lenistwo. Lubię takie dni. Lubię patrzeć na deszcz dudniący o szyby i ocieplać otaczającą nas szarugę przeróżnymi światełkami. Przede mną kilka wolnych dni i przygotowania do nadejścia nowego roku.

Jaki był ten stary? Na pewno wyjątkowy i dość wymagający. Rok 2016 na zawsze zapadnie w naszych sercach. Właśnie w tym roku po niecałych 11 miesiącach budowy, wprowadziliśmy się do naszego wymarzonego domu na wsi. Nie było lekko, szczególnie mojemu mężowi, na którego barkach spoczął główny ciężar budowy. Wiele kropli potu spłynęło nam po plecach. Pierwszy raz zobaczyliśmy jak trudnym doświadczeniem jest przeprowadzka. Spakowanie dorobku całego dotychczasowego życia to nie lada zadanie. Ale to już na szczęście za nami. Nowy dom z każdym dniem jest coraz bardziej nasz i coraz mniej przypomina plac budowy. Może to dziwne ale cieszę się, że wprowadziliśmy się do pustych, jeszcze niepomalowanych ścian. Mamy szansę tworzyć go, każdego dnia, krok po kroczku, centymetr po centymetrze realizując własne pomysły. Nasz dom jest częścią nas, a my wrastamy w niego tworząc spójną całość.

Przed nami jeszcze mnóstwo pracy. Na niektóre rzeczy będzie trzeba poczekać dłużej, bo zwyczajnie nie mamy na nie pieniędzy. Ale to mobilizuje do cięższej pracy, uczy pokory i cierpliwości. A co najważniejsze, pozwala cieszyć się najdrobniejszymi szczegółami i dostrzegać jak dużo już osiągnęliśmy.

Co przyniesie nowy rok? Tego nie wie nikt. Możemy planować, mieć nadzieje i marzenia, ale dopiero za rok opowiem czy się spełniły. Jakie są moje plany na 2017 rok? Z pewnością duże i jest ich wiele. Bardzo mocno wierzę, że za kilka dni rozpocznie się nowy rozdział mojego życia. Jest to mocno związane z decyzjami, które podjęłam kilka tygodni temu.Stwierdziłam, że najwyższy czas zatroszczyć się o siebie. Pracoholizm nikomu nie służy. Praca od rana do wieczora, w większość dni w tygodniu wysysała ze mnie siły. Życie w ciągłym niedoczasie powodowało zły nastrój i wieczne wyrzuty sumienia. Pracując w szkole na 1,5 etatu i dodatkowo udzielając korepetycji, miałam maksymalnie wypełniony czas. Musiałam podjąć męską decyzję i z czegoś zrezygnować. Nie powiem, że była ona łatwa. Biłam się z własnymi myślami, w mojej głowie trwała nieustająca burza mózgu, aż w końcu zdecydowałam, że najwyższy czas zrezygnować z korepetycji. Ciężko zostawić uczniów i ich rodziców, tym bardziej że do każdego czuję wielki sentyment, ale niestety to jedyna droga by wyjść na prostą. Potrzebuje mnie moja rodzina, potrzebuje mnie mój obecnie dużo większy i wymagający sprzątania dom, i co najważniejsze muszę podreperować swoje zdrowie. Choroba, która prawdopodobnie towarzyszy mi całe życie, zaczęła mi ciążyć. Walka z nią, czyli insulinoopornością, może stać się całkiem fajną przygodą. Jednak aby tak się stało potrzebny jest czas. Czas na przygotowanie zdrowych posiłków, na regularne ich spożywanie i to co najważniejsze - czas na ruch. Bo właśnie codzienny wysiłek fizyczny jest kluczowym punktem w mojej walce o zdrowie.

Tak więc nowy rok zapowiada się ciekawie. Z pewnością pod znakiem zmiany stylu życia, co będę chciała opisywać tu na blogu. Dziś wracam do pisania i mam wielką nadzieję, że wzmocni to moją motywację i pomoże wytrwać w postanowieniach :)Tymczasem kilka świątecznych ujęć z naszego gniazdka ;)