piątek, 21 lutego 2014

Mamy czas... czas nie goni nas

W tym tygodniu siedzimy w domu ponieważ Hania jest chora i wzięłam L4. Szczerze mówiąc bardzo potrzebowałam tego czasu żeby odpocząć i żeby... się sprawdzić.

W czym? W swoim panowaniu nad czasem. Już nie raz pisałam Wam, że czas ucieka mi miedzy palcami, że nie ogarniam rzeczywistości i wciąż żyję w pośpiechu i wyrzutach sumienia. Kiedyś napisałam post o lenistwie, bo ewidentnie mam w sobie (pewnie jak każdy) małego lenia, ale czasem na zbyt dużo mu pozwalam. I rzeczywiście faktem jest, że to nieogarnięcie codzienności wynika z tego iż baaardzo dużo pracuję. Wiem o tym dobrze, ale teraz, właśnie w tym tygodniu dotarło to do mnie jakoś mocniej. Dlaczego? Ponieważ obiecałam sobie, że nie przeleniuchuję tych dni na L4 i nie pozwolę na to żeby uciekł mi czas. Dlatego każdy dzień zaplanowałam, zrobiłam dużo porządków - mówiąc dokładniej doprowadziłam dom do stanu normalności, pobawiłam się z Hanią, poczytałam jej i sobie, a minęły zaledwie 3 dni, jeszcze całe 4 przede mną i tak się zastanawiam jak to wszystko kontynuować kiedy wrócę do pracy.... Gdybym pracowała tylko w szkole kończyłabym koło 13 i miała całe popołudnie wolne, tak jednak nie jest ponieważ mam sporo korepetycji i w rezultacie wracam do domu późnym wieczorem, kładę Hanie spać i sama ledwo żyję więc nie mam sił ani na sprzątanie, ani na gotowanie ani na ćwiczenie, które tak bardzo chciałabym wcielić w życie (teraz na L4 to mi się udaje :))

Jakie z tego wyciągam wnioski? Muszę przewartościować pewne sprawy. Spróbuje tak wszystko ustalić żeby korepetycje zajmowały mi dwa góra trzy popołudnia, wprowadzę żelazną zasadę zero pracy zawodowej w weekendy i różne formy spędzania czasu z Hanią podzielę na konkretne dni czyli np w poniedziałki rysujemy, we wtorki gramy w planszówki, w środy lepimy itp. To samo zrobię z robieniem zakupów, ustalaniem menu i stałą żelazną godziną np. 21 na ćwiczenie z płytą w domu. Tylko w ten sposób odzyskam spokój wewnętrzny. A ponieważ już wiem, że od września będę miał bardzo dużo godzin w szkole, najzwyczajniej w świecie zrezygnuję z korepetycji :) I na samą myślo tym robi mi się lepiej :):):)

A teraz krótka historia ze środy. W czasie gdy wieszałam pranie, przybiegła do mnie Hania z informacją że wyrwała sobie zęba, ponieważ wychodzi jej już druga stała jedynka na dole stwierdziłam, że to dobrze... Jednak nagle zobaczyłam że dość obficie leci jej krew i zabrałam do łazienki żeby przepłukać jej usa. Wtedy dowiedziałam się, że moja córka nie wyrwała, a wybiła sobie zęba, bawiąc się na rowerku stacjonarnym - trzymając metalową kierownicę zębami!!! Obruszany mocno ząb to jedynka u góry :o Nie pozostało nic innego, jak pojechać do pani dentystki i wyrwać tą nieszczęsną jedynkę i tym sposobem mamy w domu szczerbuska :)))


środa, 19 lutego 2014

Nowoczesne książki ;)

Jakiś czas temu, pod wpływem impulsu, kupiłam sobie czytnik firmy Kindle. Bardzo lubię czytać książki i uwielbiam zapach papieru, szelest kartek i wszystko to co towarzyszy tradycyjnej książce.

Skąd więc decyzja o czytniku? Zaintrygowała mnie jego lekkość, poręczność i możliwość pomieszczenia niezwykle dużej ilości książek. Dodatkowo, to już odkryłam po zakupie, moje oczy nie męczą się w ogóle podczas czytania i zdecydowanie dłużej mogę posiedzieć z taką 'książką'. Póki co nie widzę w nim żadnych wad, z wyjątkiem tej różnicy że to nie papierowa wersja książki, ale z tym musiałam się pogodzić od samego początku. Bardzo podobają mi się wygaszacze ekranu no i etui w miętowym kolorze, jakie mu sprawiłam. Jeszcze jednym plusem jest niższa cena ebooków i w związku z tym czeka na mnie aktualnie "cała sterta" książek do przeczytania :)

A tak właśnie prezentuje się mój czytnik :)


















Nie jest w stanie zastąpić prawdziwej książki, ale jest świetną alternatywą szczególnie na czas podróży :)
A co Wy sadzicie  takiej wersji książek?

poniedziałek, 17 lutego 2014

Nasze kociaki

"Czy dom bez kota – najedzonego, dopieszczonego i należycie docenionego – zasługuje w ogóle na miano domu?" Mark Twain :)

No właśnie, jak tu dziś nie napisać o kotach, skoro obchodzą swoje święto :) Przedziwna sprawa z tymi kotami, a szczególnie brytyjczykami, bo jak już ktoś zdecyduje się na jednego to zapada na tzw. brytozę i za chwilę myśli o dokoceniu ;)) Tak samo było w naszym przypadku. W życiu nie pomyślałabym, że zamieszka z nami jeszcze jakiś kot oprócz Lilu, a tu po kilku miesiącach zdecydowaliśmy się na Bonusia i przyznam szczerze, że co jakiś czas przemyka mi przez głowę myśl o trzecim ;) ale póki co to tylko myśli :)
Rzeczywiście w kotach tkwi jakaś tajemnica, sprawiają, że dom jest bardziej domem i dużo radości dają (ale zupełnie innej niż pies). Nie wyobrażam sobie życia bez naszych kociastych i mimo tony sierści (szczególnie teraz), która jest dosłownie wszędzie, wpisały się w naszą rodzinę i stały się jej ważną częścią :)









Wszystkiego najlepszego dla wszystkich kociaków! :)

niedziela, 16 lutego 2014

Kolorowe kredki w pudełeczku noszę...

Dziś chciałabym Wam napisać o kredkach, które towarzyszą Hani niemal od samego początku, kiedy zaczęła rysować. Pomijam same początki, kiedy miała do dyspozycji małe kredki świecowe firmy Jovi lub Crayola, specjalnie dostosowane do małych rączek dziecka. Natomiast jak tylko nabrała wprawy przerzuciłyśmy się na kredki firmy Koh i noor. Dlaczego? Ponieważ ich jakość jest świetna. Są bardzo miękkie, mają mocny wkład grafitowy, który pomimo częstych upadków nie łamie się. Kredki mają piękne kolory i sama osobiści bardzo lubię ich używać :) Nasz grube kredki ołówkowe są już mocno wysłużone ale też bardzo wytrzymałe i zdecydowanie można je wykorzystać do samego końca (wyrzucamy kredki które są tak małe, że już nie da się ich temperować).



Kilka dni temu byłyśmy z Hanią w sklepie plastycznym i kupiłam na próbę 12 kolorów kredek akwarelowych. Chciałam zobaczyć czy są równie dobre i jak w ogóle spodoba się Hani opcja smarowania pokolorowanych rysunków pędzelkiem z wodą w celu uzyskania efektu farb akwarelowych. No i okazało się że znów się nie zawiodłam  :) Kredki są świetne, a Hania bardzo zadowolona. Tak więc w najbliższym czasie dokupimy na pewno opakowanie z większą ilością kolorów :)


Przyznam się, że uwielbiam kolorować obrazki razem z moją córką. Bardzo mnie to wycisza i uspokaja :)

Opuścić klatkę

Od dłuższego czasu próbuje zrobić coś ze swoim ciałem... Przeszłam w życiu tysiące diet, wykonałam miliony ćwiczeń i jakoś tak się składa, że nic to nie dało i wciąż wracam do punktu wyjścia. Jestem pewna, że wiele osób patrząc na mnie myśli sobie, że się opycham słodyczami i fast foodami (co nie jest prawdą), inni wiedząc, że jestem pogodną osobą zapewne uważają, że nie ma nic złego w tym, że ważę trochę więcej bo przecież dbam o siebie i nie jest tak źle. No właśnie, ludzie myślą różne rzeczy, a ja tym kiedyś bardzo się przejmowałam. Teraz jest zupełnie inaczej, oczywiście nie jest mi to zupełnie obojętne ale istotniejsze jest to jak ja się czuję i co ja myślę.

A co ja czuję i myślę?
Czuję się zamknięta w pięćdziesięcio kilowej klatce. Patrząc w lustro widzę kobietę, która ma ładne oczy, usta, włosy i wiele innych zalet ale w środku wciąż jestem kimś innym niż na zewnątrz. Kilogramy, które powiedzmy sobie szczerze nie wpływają korzystnie na moje zdrowie, powodują że wycofuję się w wielu sytuacjach i zachowuję zupełnie inaczej niż bym chciała. I mimo tego, że nie jestem jakimś obżartuchem ewidentnie popełniam błędy żywieniowe i zbyt mało się ruszam.
Ostatnio odkryłam blog Qchenne inspiracje, gdzie jego autorka układa wspaniałe jadłospisy pomagając w ten sposób ludziom takim jak ja zdrowo się odżywiać.
Już mam dość diet, bo nic nie dają ale mam też dość mojej klatki i bardzo chcę się z niej uwolnić. To kolejny krok na mojej drodze dojrzewania do bycia sobą. Nie mam pojęcia czy mi się uda, jeszcze nie do końca wiem czy wytrwam ale wiem, że nie podejmując prób niczego nie osiągnę.
Bardzo się cieszę, że w blogowym świecie po raz kolejny odkryłam miejsce, które pozytywnie wpływa na moje życie. Mam dużo wiary i nadziei tym bardziej, że to ja sama mam klucze do mojej klatki, nikt inny mnie z niej nie uwolni.
Trzymajcie kciuki, żebym szukając siebie znalazła też drogę do nowego wyglądu i pełniejszego życia :)


piątek, 14 lutego 2014

Symfoniczne walentynki :)

Dzisiejszy dzień był bardzo muzyczny :)  W pracy przygotowaliśmy Koncert Walentynkowy i różne prezentacje w języku angielskim no i konkurs na najpiękniejszą babeczkę walentynkową :) Było smacznie, wesoło i kolorowo.

A wieczór spędziłam z mężem na koncercie walentynkowym w Filharmonii :) Było cudnie! Śpiewali finaliści the Voice of Poland i X-factora i akompaniowała im orkiestra. Piękne aranżacje przepięknych piosenek o miłości :) A oto jedna z nich

http://www.youtube.com/watch?v=ZuI61cTNbAk

Niech miłość kwitnie w waszych sercach...